Czesław
PISERA
Rocznik 26. Dusza trochę zawadiacka, człowiek wielkiej wrażliwości i sprytu. W zawieruchę wojenną wpada niemal natychmiast po rozpoczęciu wojny.
Nastoletni syn łęczyckiego chłopa wraz z rodziną zostaje przesiedlony w Bieszczady skąd po niedługim czasie trafiają z powrotem na łowicką prowincję.
Krótko potem Pisera zostaje zatrzymany przez niemiecki patrol podczas próby przekroczenia granicy Generalnego Gubernatorstwa. Trafia na roboty do Niemiec.
Po niemal pięciu latach spędzonych w Brandenburgu wraca do Polski. Tu trafia na listę osób do profilaktycznego sprawdzenia przez Urząd Bezpieczeństwa.
Ostrzeżony ucieka z rodzinnego miasta i chroni się w operującym niedaleko oddziale AK. Po jego rozwiązaniu Pisera wraz z 12 żołnierzami ze swojej drużyny
postanawia przedostać się na Zachód. Forsuje granicę na Odrze, forsuje okupowaną przez Rosjan wschodnią część Niemiec , żeby w końcu zaciągnąć się do
stacjonującej w polskiej strefie okupacyjnej dywizji gen. Maczka. Nie zagrzewa tam długo miejsca czując się niezbyt dobrze wśród frontowych wyjadaczy.
Korzystając z nadarzającej się okazji trafia do amerykańskiej armii. Zdemobilizowany w 1947 roku przyjeżdża do Belgii. Górnik, potem przedsiębiorca, działacz polonijny.
Deportacja
“Ojciec mówi – będziemy uciekać przed Niemcami. Naładował na wóz co trzeba było. Dwie krowy uwiązał, dwa konie i ruszyliśmy. Nie dojechaliśmy daleko, tylko do Łowicza. Niemcy tak bombardowali te drogi, że trzeba było po lasach się kryć. Ojciec powiedział, że jak mam zginąć to wolę na swojej ziemi. Jak żeśmy wrócili to na drugi dzień wkroczyli Niemcy. Ojciec wstał i otworzył, wpadło ich chyba z dziesięciu do mieszkania, krzyczeli raus! Starsze moje rodzeństwo już pouciekało (…), tylko ja byłem, siostra trzyletnia, ojciec i matka. Może dziesięć minut to wszystko trwało. Matka co mogła to złapała. Ojciec miał takie oficerskie buty, kożuch wszystko zabrali. Musiał założyć stare buty i kurtkę. Nas na ciężarówę i do Łęczycy.”
Roboty w Niemczech
“Jak nas do tego Brandenburga przywieźli, to nas tam chyba ze dwudziestu tych młodziaków dali do koszarów policyjnych (Polizei Kaserne). Na przedzie był duży blok, siedziały tam różne sorty policji jak kryminalna czy SS. A z tyłu były kiedyś stajnie i magazyny. (…) Do pracy to nas dawali różnie. Ja byłem przeważnie transportowcem. Na stację i rozładowywanie wagonów. Na początku rozładowywaliśmy rzeczy wojskowe, amunicja, broń ubrania itp. (…) dłuższy czas też pracowałem w takiej firmie węglowej. Pracowaliśmy od 8 do 17. O szóstej nas puszczali do tych stajni. No i myśmy, jak kto mógł tak się przespał. (…) wyżywienia nasze to była rano pól litra czarnej kawy (mówili na to kawa ale to może były liście z lasu). Człowiek wypił tę kawę i musiał iść na cały dzień do pracy.”
Koniec wojny
“Spotkałem dwóch chłopaków z Łodzi, robili u rzeźnika, były jeszcze dwie rodziny Troszkę wędliny skombinowali. Wzięliśmy jednego konia od mojego szefa i jedziemy do domu, do Polski. (…). Na wieczór dojechaliśmy do jakiegoś gospodarstwa, konika napoili samo coś zjedli. To było jakieś sto kilometrów od Brandenburga. Godzina poobiednia, może trzecia. Jak ruszyło z lasu chyba ze sześć czołgów. Oblepione SS-manami. Prosto na nas.”
Do lasu
“Przyjeżdża koleżka na rowerze, choć no mam ci coś do powiedzenia, mówi. Jutro przychodzimy po ciebie. Przecież ja z Niemiec wróciłem, nic złego nie zrobiłem, odpowiadam. Twoje nazwisko stoi na jutro, rób co chcesz. (…) A już u nas w okolicy AK krążyło. Miałem kuzyna tam, był podporucznikiem. Na rower i w te ludźmierskie lasy. (…) On do mnie – jak już UB cię weźmie to koniec. (…) Przyjechałem do domu, wziąłem to co troszkę, nawet ojcu nic nie mówiłem i z powrotem. Dwa dni mnie nie ma. Ojciec poszedł na policję. Mówi, że syn wrócił z Niemiec i zginął. Ojca zamknęli. ”
Z powrotem do Niemiec
“Odrę przepłynąć, ale nie wszyscy na raz, trzech, czterech. Wieczorem, godzina dziesiąta., jedenasta. Czwórka jak skoczyła … a tu Ruskie, karabiny maszynowe… po chłopakach. Cholera. Co robić? Spróbujemy pociągiem przejechać Odrę, mówię. Nawet nam nieźle poszło. (…) Pociąg dojeżdżał do ostatniego punktu. Tam Rosjanie szli z latarkami, świecili, sprawdzali. I jak doszli do końca to dopiero dawali sygnał i maszynista mógł jechać. Ja mówię – to jest moment. Jak te skurczybyki przejdą to my na resory pod wagony. I tak nam się udało, że może raz ten pociąg stanął, może na pięć, dziesięć minut. Potem ruszył dalej i dojechał aż do Berlina. (…) I żeśmy doszli do Elby. Teraz tu się przedostać.”
Osiedlenie się w Belgii
“W Aachen zaczęli nas dzielić po dwudziestce na każdą kopalnię. Jak nas tam wpisywali to o kopalni nikt nic nie mówił. Jaka praca? - gospodarstwo, fabryki i restauracje. (…) Przyjechalim do Hasselt, jeszcze jako tako. Już było ciemno. (…) Przyjechaliśmy, kierownik mówi – to wasz barak. Cholera jasna, tak jak w Niemczech. 36 nas spało w takiej budce jak ta. Na drugi dzień na gminę. Dali nam paszporty. No i zaprowadzili nas na kopalnię, pokazali gdzie będziemy robić. Dali nam po pięćset franków takiej zaliczki żeby sobie piwko wypić. W sobotę mnie przypadła pierwsza zmiana, pierwszy raz zjechałem na dół, na 800 metrów. Panie, jak oni nas tam ubrali… łopata, ten pikur, lampa taka, z pięć kilo na tym pasie, siekiera, piłka, bańka z kawą, jedzenie, szlauch taki z dziesięć metrów (…) Idziemy, korytarz był tak na 2 metry wysoki, naraz taka dziurka, metr na metr. Właźcie tam. Kilku się zaraz wróciło, nie weszli. Z dwudziestki to nas chyba zostało koło sześciu. (…) I człowiek tak się nauczył, że się pracowało tak jak teraz kawkę sobie pijemy.”
Życie polonijne
“Do SPK wstąpiłem w 47 roku. Byłem długoletnim prezesem, później prezesem okręgowym. Do dzisiaj zostałem tylko jeden. To Związku Polaków wstąpiłem chyba 20 lat temu. Miałem różne funkcje aż do prezesa okręgowego, teraz jestem okręgowym prezesem honorowym. ”
Życie rodzinne i polonijne
“Żona: z początku było bardzo trudno. Nie mogliśmy się porozumieć. On tylko po polsku i po niemiecku, ja po flamandzku i po francusku. ”