Julia
KOZŁOWSKA
Przyjechała do Belgii po II wojnie światowej. Była żoną górnika. Swoją opowieść rozpoczyna w Drochobyczu, niedużym lecz zamożnym mieście na przedwojennej ścianie wschodniej Polski. Julia Kozłowska podkreśla bogactwo wielokulturowości miasta oraz dobrosąsiedzkie stosunki, które panowały między Ukraińcami, Żydami i Polakami. W 1940 roku Kozłowska zostaje wezwana na roboty do Niemiec. Jedzie tam w zastępstwie młodszej siostry. Po wojnie mieszka w Belgii.
Jak było…
“Na wschodzie Polski jest miasto Lwów, słyszał Pan ? 100 kilometrów na wschód jest miasto Drochobycz, które leży na Podkarpaciu. Jest tam ropa naftowa. Co Pan chce jeszcze wiedzieć? Jak było? Mieszkali Ukraińcy, Polacy i Żydzi. (…) Polacy i Ukraińcy nie byli w niezgodzie, owszem, byli nawet w przyjaźni.”
Wojna na co dzień
“Przyszedł list do mojej siostry. Ona była młodsza. Ale ja znałam już język niemiecki ze szkoły i zamiast niej to ja pojechałam do Niemiec, do Lipska.”
Po wojnie
“Ale jak przyjechaliśmy do Belgii nie żałowałam i do dzisiaj nie. Było dużo Polaków, ale jedna strona była za księdzem a druga, my ich nazywaliśmy patrioci, stara polonia, na lewo. Mówili nam: a po co wyście tu przyjechali, czemu nie wracacie do Polski?”